„Interregio” (2010)

urodziłem się w kraju
gdzie miernota gasi ostatnie światła
gdzie pijak podpiera się
o rosnące krzyże

w mojej ojcowiźnie 
kabotyni uczą moralności
a wiara mieni się barwą pieniądza

im więcej krzyczysz tym bardziej jesteś gorliwy

to nie tak miało być panowiegdzie się podziały te sztandary prawdy
gdy procesja mitomanów idzie ulicą

moja ojczyzna jest zmęczona
niczym matka kiedy wraca po pracy ulicą
mijając rozmodlone tłumy
żywiące się krwią przeszłości
które nabożnie wciąż krzyczą

nadchodzą ciemne chmury
złotouści depczą wszystko co jeszcze wartościowe pozostało

wciąż tkwimy w okopach przeszłości
karmiąc się po kawałeczku klęskami
próbując przekłuć je w zwycięstwo

w mojej ojczyźnie niszczy się miłość ...



„Do dalekiej nieznajomej” (2010)

nigdy nie dowiem się
jak miałaś na imię
dziewczyno w zielonej sukience
zostałaś jak senne marzenie
wtedy tam – na korytarzu w pociągu
choć dźwięczą mi w uszach Twoje
niewypowiedziane słowa

czasem widzę jej twarz
odbitą na szybie
kiedy wskaźnik  kilometrów
odmierzając miarowo mój czas
do kolejnej stacji
pamiętam tylko tyle
niczym mgnienie życia



„Nawet” (2010)

nawet gdy oczy popiołem mi zasypią
wydrzeć będą chcieć tożsamość
nawet kiedy przyjdą w nocy
zabrać moje myśli

pamiętaj, zachowaj swoją twarz,
bądź sobą

nawet gdy już tam nie ma nas ...



„Zmartwienie Świetlika” (2010)

Pan Świetlik zmartwiony 
niedbale siedzi na krześle
Świetliczka znów nie przyszła 
na umówione spotkanie

tyle żarówek zapalił
kiedy zapłaci rachunek
na następny miesiąc już nic nie zostanie

Pan Świetlik zmartwiony 
zgarbiony siedzi na krześle
schodził całe miasto
mocniejszych żarówek nie ma

a księżyc od paru dni nie świeci
odkąd się potłukł na skórce od banana
rzuconej niczym zła myśl

Świetliczka w ciemności uczuć zbłądzi
a on czeka
nowe żarówki zapala
na próżno ...

Pan Świetlik zmartwiony 
zasnął na krześle
marzenia z drzew spadły
pożółkło zaproszenie na spotkanie



„Buty Pani Stonogi” (2010)

Stonoga smutną ma minę
nie ma butków na zimę
a butków trzeba sto
więc kłopot, że ho ho ... 
ech ...

stonoga na ławce przysiadła 
patrzy na nogi i zbladła
a w butkach dziur jest sto
więc kłopot, że ho ho ...
ech ...

może Pan Stonog gdzieś na rogu czeka
z zaproszeniem na bal i z kwiatem w butonierce ?

może co rano przypadkiem się spotykają
w piekarni po świeże bułki

a Stonoga dalej smutną ma minę
zima tuż tuż – nie ma butków na zimę
a butków skromne sto
nie lada kłopot, że ho, ho ...
ech ...

pewnie spotkasz Stonogę
na pewno pomyli drogę
bo nóżek ma skromne sto
i każdej gdziekolwiek chętnie by się szło ...
ech ...

kup choć jedną parę dziś w sklepie
pomóż w kłopocie steranej kobiecie
a serduszek dostaniesz ze sto
stonogi wdzięczne są



„Ćma” (2010)


Samotność jest jak śmierć
szemrze skrzydłami nocnego motyla
śmierć moja jest jak śnieg
zetrze resztki moich pragnień
nie mogę krzyczeć
tylko bezwolnie iść do światła
poranka, zachodu słońca
który pali moją nagość i śmiałość
kiedy bezwstydnie wychodzę z mroków nocy
by choć przez chwilę odetchnąć dnia życiem.

Samotność jest jak śmierć
przychodzi od północy
zabija duszę nocnego motyla
awanturując się po drodze z dziurawymi ulicami

nie mogę nic zrobić
tylko bezwolnie iść na spotkanie światła
oślepi mi oczy
może pogłaszcze w ostatnim tchnieniu na dobranoc.

Samotność odchodzi po północy
pod łóżkiem spalone skrzydła motyla
niedbale porozrzucana wolność na podłodze
nieżywa w kącie ćma.



„Kołysanka dla Świetlika” (2010)


Twoje oczy nie widzą jeszcze zmęczonych twarzy,
płowiejącej, polskiej głupoty,

śpij – to nie twój czas,
śpij – szkoda ideału dnia.
Na rozstaju stacji rozwidlą się na nasze marzenia i rzeczywistość,
za oknem biel niczym carte blanche naprawi wszystko 

a ty śnij swój czas, swoją przyszłość ...

Przespaliśmy swój świt a inni go rozkradli,
szukaliśmy naszego dnia gdy inni zmierzch już darli,
mówiliśmy trzeba pracować a oni stawiali się nad pomniki,

śpij – to nie twój czas,
śpij – szkoda ideału dnia.

Może kiedyś  głupota odleci do innych krajów i normalność wzejdzie,
może kiedyś z bruzd historii pooranych twarzy wyczytasz
co to godność, honor, sprawiedliwość
a gdy skończy się dziecięcy świat spokojnie popatrzysz
w swoją przyszłość.

Pomniki zburzą,
historię po raz kolejny nową napiszą,
zmienią nazwy paru ulic – ciesząc się jak próżne dzieci,
zaszczują parę osób.
Nareszcie przeminą ...

a ty śnij swój czas, swoją przyszłość ...

 

[DRUGA STRONA] (2011)

czas wesela skończony
gra w szczęście się zakończyła
nigdy się pewnie nie spotkamy

czas wesela skończony
mgła marzeń rozpłynie się gdy wzejdzie dzień
misterium beztroski skończone

czas działa na naszą niekorzyść
choć nie chcemy tego odczuwać
nigdy nie będzie jak dawniej
bo nas tam nie ma

a ja oglądam cię już po drugiej stronie
a ja przytulam do twarzy dni które już nie nadejdą
widzę twe ślady po drugiej stronie
chciałbym zatrzymać twój dotyk
na zawsze …

próżno teraz wypatrywać ciebie
choć jesteś prawdą absolutu
na samym dnie mojego istnienia skryta

czas działa na naszą niekorzyść
choć nie chcemy tego odczuwać
pamiętam choć pewnie tam
nie będę już mógł
przyjść …

a ja oglądam cię już po drugiej stronie
a ja przytulam do twarzy dni które już nie nadejdą
widzę twe ślady po drugiej stroniechciałbym zatrzymać twój dotyk
na zawsze …

patrzę z boku na zmarnowane miłości ludzi
patrzę beznamiętnie jak odchodzą od siebie
teraz po fakcie układam okruchy potłuczonych dni
staram się uczyć innych pamięci
choć sam niknę w mroku mojej bezradnościznalazłem swoje miejsce choć pewnie ciebie tam nie ma

patrzę teraz na drugą stronę
będę czuwał przez te wszystkie noce
aż znajdę sens drugiej strony
chciałbym zachować twe dni na zawsze



[DRZWI] (2011)

za drzwiami niewiadoma
klamka parzy intrygująco
nie zmienię już wiele spraw w swej małości
nie zmienię już przyszłości bo nie wiem
gdzie jest droga do jej początku

muszę otworzyć te drzwi
choćby w pierwszej chwili oślepiło mnie światło dnia
muszę otworzyć drzwi
chociaż moje palce drżą na wietrze
a ich żywot krótki jest jak żywioł traw

muszę otworzyć
choćbym w skowycie bólu sprażył dłonie życiem

muszę …

nie ma odwrotu – odwrót to śmierć – śmierć do przegrana



POST SCRIPTUM [2] (2011)

nasze czasy to hałas i samotność
nasze życie niczym ekspresowa herbata szybko wystyga
a torebkę pamięci wyrzucamy tak szybko do kosza

kiedy patrzę przez okno pociągu na zmęczone twarze,
chciałbym zapomnieć …
kiedy mijam zszarzałych od życia ludzi chciałbym odejść stąd,
nie mam dokąd …

to przeklęte polskie piekło – w którym wolność
leje się z butelek z wódką
w morzu szyderstw i kłamstw – kabotyńskich władców
wyświęcanych przez strażników splugawionej cnoty

nasze czasy – to post scriptum nas samych,
które można zawrzeć w trzech kropkach [oczekiwania]



PAŃSTWA (2011)

Państwa to my
nie granice wytyczone z chciwości władców

Państwa to my
na poduszkach snu wędrujące
od początku po swój kres
zapisując na dłoniach naszych
swoje przeznaczenie

Zmruż oczy ...
wyśnij swoje zbawienie błądząc rękoma po mej zmęczonej twarzy

Zmruż oczy proszę ....
zabierz do kieszenie okruchy mego oddechu
muszą starczyć na chwilę,
muszą starczyć na zawsze.

 


PROWINCJA [POLSKA B, C, D, E ...] (2011)

w prowincjonalnym małym mieście
wiersze rodzą się najlepsze
i wolno płynie (ciągle) czas

w prowincjonalnym małym mieście
bieda codziennie szoruje chodniki
i chociaż wszystko takie proste
zobacz, poznaj by zrozumieć ...

nie chodzimy już z głowami do góry
patrząc na leniwie płynące obłoki
czasem przystając patrzymy beznamiętnie w dal
chcąc zobaczyć lepszą przyszłość

coraz trudniej, coraz ciaśniej

wiersze więdną na drzewach
samotność w tłumie już na ulicach nie woła
i chociaż wszystko ponoć tutaj takie proste
zobacz, poznaj by zrozumieć ...

lecz kiedy trzeba będzie odejść
odejść w świat daleki
bo nic tu po nas dla innych nie zostanie
gdy wszyscy młodzi wyjechali
załopoczą na wietrze niczym sztandary głowy zdrajców
złotoustych – co nas sprzedali
zniszczyli przeszłość, stary porządek

i chociaż wszystko takie proste
zobacz póki jeszcze czas
zapamiętaj – by nie zapomnieć




DZIEWCZYNA BEZ IMIENIA (2011)


była jak objawienie
na koniec długiego i dusznego dnia
jej młodość niczym magnetyzm przyciągał wszystko
niespodziewanie przysiadła przy stole
by rozpuścić kobiecość na wietrze
na rozwianej sukience zapisane było jej przeznaczenie
choć nie poznałem jej imienia
była jak niemożliwa do rozegrania partia szachów

każde słowo podążało do niej
każda myśl przynęła ku niej
każdy dotyk ręki elektryzował
[wakacyjna krotochwila]

jej obraz – szpaler drzew przy drodze odmierzał miarowo dni
dotykiem spojrzenia głaskała ludzi po drodze
na słomkowym kapeluszu pielęgnując codzienności
biała wstążka wiła się jak niespełnienie
próbowałem zapisać za wszelką cenę swoje imię
na jej nieskalanie białej sukience

każda o niej myśl była niespełnieniem
każde jej słowo było jak powiew ognistego wiatru pustoszącego wszystko
każdy dotyk zmiatał wszystko
[niczym prastare przekleństwo poetów]

kapelusz spłonie – reszta marzeń
imiona wypłowieją na sukience losu
wstążka zszarzeje – zatrze niezrealizowane plany
wzrok wyblaknie ziejąc pustką
w śmiertelnym dotyku rzucąc na kolana
będąc twoim przeznaczeniem ...



[ŻOŁNIERZE] (2011)

żółnierze maszerują w deszczu zapomnienia
tańcząc w wirze śmierci
odmierzając na bębnie pozostałe dni

idą na przeciw burzom
nawet kiedy grzmoty zwiastują rozwiewanie ich istnienia

żołnierze piszą listy
że zło tego świata nie jest takie złe,
że zło dobro napędza

to prawda, że bestie budzą się nocą
w niespokojnym śnie ulotnego zwycięstwa

żołnierze stają naprzeciw siebie
gdy dźwięk strzaskanego bębna milknie
gdy wyglądają na silnych

odkupując swój strach krzykiem
gdy po bagnetach spływa ich życie

żołnierze śpiewają piosenki 
że zło tego świata nie jest takie złe,
że zło dobro napędza

to prawda, że bestie chciwych w swych kaprysach budzą się nocą
w infantylnym śnie ulotnego zwycięstwa

żołnierze śmieją się
że są tacy silni, nawet w skrywanym strachu
że nie są kruchą porcelaną

bezsensownie idą na przeciw burzom
nawet kiedy grzmoty zwiastują rozwiewanie ich istnienia



[Marionetka I] (2012)

masz takie smutne oczy
niczym przekwitłe azalie
bijesz się z własnymi myślami
przygryzając nerwowo wargi

dzień za dniem
niczym tysiąclecia ludzkości
próbujesz układać swą przyszłość – dla swego życia
lecz co chwilę przegrywasz w kości marzenia
błądzisz gdzieś wzrokiem aby zapomnieć -
by zapomnieć tworzysz nowe przedstawienie


[Marionetka III] (2012)

coś się między nami skończyło 
czy tylko głuszec  intonuje pieśń
której dźwięk tłumi strach
morze niespokojne przynosi tęsknoty
wreszcie cisza …

śmierć nasza przyjdzie od północy
kiedy skostnieją z zimna palce i stopy
coś się między nami skończyło
niczym pęknięta struna fortepianu
już nie starczy czasu na wymianę
chyba za późno – dźwięk fałszywy,
może to co pięknego w nas pozostanie

patrzę na puste krzesło po przeciwnej stronie stołu
nigdy tu nie usiądziesz
przedstawienie się skończyło



[Marionetka III] (2012)

coś się między nami skończyło 
czy tylko głuszec  intonuje pieśń
której dźwięk tłumi strach
morze niespokojne przynosi tęsknoty
wreszcie cisza …

śmierć nasza przyjdzie od północy
kiedy skostnieją z zimna palce i stopy
coś się między nami skończyło
niczym pęknięta struna fortepianu
już nie starczy czasu na wymianę
chyba za późno – dźwięk fałszywy,
może to co pięknego w nas pozostanie

patrzę na puste krzesło po przeciwnej stronie stołu
nigdy tu nie usiądziesz
przedstawienie się skończyło



[KOLOMBINA] (2012)

oto ona
zależy mi na niej  - moja miłość
dałem jej nadzieję i wiem, że to ona
zamknięta w ciszy

oto ona - moja miłość
tylko jej ofiarowałem swoje myśli
choć to nie wiele co dać mogę


jak długo będziesz moją klepsydrą przesypującą dotyk namiętności
chcę cię i wszystko wokół ciebie

dźwięczeć mi będzie imię twoje
kiedy nawet cień zwątpienia nas otuli
przyglądając się zazdrośnie

kogo to będzie obchodzić
co mówią cynicy,
że zaraz kamienie znajdą się pod stopami na naszej drodze
jak długo będziesz moją klepsydrą przesypującą dotyk namiętności
chcę cię i wszystko wokół ciebie